Odpowiedzialność za własne życie cz.1

Czujesz się czasem tak, jakbyś potrzebował, żeby ktoś COŚ ZROBIŁ z Twoim życiem?

Hm…. W coachingu jest tak, że to jednak klient COŚ Z TYM ROBI… Inni już się nad Tobą narobili… lepiej wiedzieli, lepiej czuli za Ciebie, mieli lepsze racje niż Twoja racja, bronili Cię od Twoich błędów, znali lepiej Twoje potrzeby, życzliwie doradzali, byli mądrzejsi, starsi, bardziej doświadczeni, chcieli dla Ciebie dobrze, wiedzieli, co TRZEBA, co SIĘ i co MUSISZ, pomagali, namawiali, udowadniali, że jesteś dzieckiem… uwierzyłeś?…

A może masz skrzydła, które czujesz tylko Ty i nikt inny nie oceni sytuacji lepiej od Ciebie?
A może nie masz skrzydeł? Co jest cenniejsze? Życiowa lekcja, czy bezpieczeństwo?

Opowiem Ci historię o małej dziewczynce.

Mała dziewczynka mieszkała w małym mieście. Bardzo lubiła to swoje małe miasto. Miała ulubionych przyjaciół, z którymi się spotykała. Chodziła do szkoły. Była grzeczna i wszyscy ją lubili. Każdy był życzliwie nastawiony w stosunku do niej. Zawsze miała kogo zapytać o radę w trudnej sytuacji. Wszyscy chętnie udzielali jej wskazówek. Zazwyczaj słuchała starszych i najczęściej postępowała tak, jak inni jej radzili. Nigdy nie żałowała. Zawsze okazywało się, że podejmowane decyzje są słuszne a ona była dzięki nim bezpieczna.

Tylko czasami ciągnęło ją gdzieś daleko w nieznane.

„To taka marzycielka” mówili. Nie zna życia. Jak się nie będzie słuchała, to się przejedzie.
Słuchała się więc. Nie urażała nikogo. Była wrażliwa i dobra. Pomagała innym. Uśmiechała się do wszystkich. Miała wzorowe zachowanie w szkole i bardzo dobre oceny.

Tylko czasami  chciała zobaczyć coś więcej.

„Jeszcze się zmarnuje” mówili. Nosi ją. Wszystko gotowa zepsuć. A wiadomo, że tak NIE MOŻNA.

Pewnej nocy cichy głosik w jej środku powiedział: „Wsiądź do autobusu”.

Opowiedziała o tym znajomym. Jedni powiedzieli, że jej się odbiło. Inni stwierdzili, że się jej przyśniło. Jeszcze inni, że już ma halucynacje, taka jest rozkojarzona.
Głupio jej się zrobiło i na wszelki wypadek postanowiła spać z zatyczkami do uszu.

Minęło trochę czasu. Okazało się, że następnego dnia do miasta ma przyjechać autobus. Autobus był machiną, która podobno potrafiła zabrać ludzi do DUŻEGO MIASTA. Ludzie mówili, że niejeden, co do niego wsiadł to już nie wrócił. Niektórzy wracali, ale jacyś tacy inni. Jedni mówili innymi językami. Inni wyglądali jakoś inaczej niż wcześniej.

Gdy dowiedziała się o autobusie, wydawało jej się, że jakiś głosik coś pisnął, ale na szczęście zatyczki do uszu zrobiły swoje i pisk był jakiś taki niewyraźny.

W dniu, kiedy autobus odjeżdżał, patrzyła za nim długo, zamyślona.

Na szczęście inni czuwali nad nią. „Chodź, napijesz się melisy”, „Nie chciałaś tam chyba wsiadać?”, „Tu jest fajnie”.

„Tu jest fajnie” powtórzyła kilka razy. Uśmiechnęła się. Westchnęła. Poszła napić się melisy.

KONIEC.